Uwielbiam niedziele. Zawsze po Mszy idę z rodzicami do moich drugich dziadków, którzy mieszkają po drugiej stronie miasta. Babcia zawsze pokazuje mi ciekawe rzeczy i daje mnóstwo swoich bluzek. Przez cały tydzień czekam na kolejne spotkanie. Oprócz dziadków są tam moje ulubione kuzynostwo: bliźniaczki Maja i Marysia (są bardzo do siebie podobne i często je mylę) , ich młodszy brat Antek (mały urwisek i słodziak), Oraz Stefanek (ma dopiero półtora roczku i istny z niego aniołek). Babcia świetnie gotuje. Zawsze podaje moje ulubione danie schabowego z ziemniakami i surówką. Zawsze ceniłam polską kuchnie, jest to przecież część naszego dziedzictwa. Po obiedzie urządzam z kuzynostwem mały pokaz talentów. Ja gram na wiolonczeli, Maja tańczy, a Marysia śpiewa. Antek uczy dziadków karate. Czas tak szybko mija i nagle jest szósta i trzeba wracać do domu.
Nie wiem, jak jeszcze długo to zdołam znosić. Zmuszają nie do chodzenia na ósmą rano do kościoła. Nie mam nic przeciwko Kościołowi, ale nie mieszkamy na odludziu, gdzie jest tylko jedna Msza. dziś na dodatek cały czas pada. Tradycją si stało, że idziemy, a nie jedziemy do dziadków. Sara przecież to uwielbiała. Owszem, ale miałyśmy wtedy po pięć lat. W tym wieku ja to też lubiłam. Moje zdanie się jednak nie liczy. W sumie przecież Ani już nie ma. Lubie dziadków, w końcu przyczynili się do mojego przyjścia na świat. Jednak babcia daje mi ciągle work z staromodnymi ubraniami i po co skoro ich nie zakładam. to jeszcze nie jest takie złe. Uśmiechnę się, podziękuje, a po drodze do domu oddam do lumpeksu ( może nie po drodze do domu, bo przecież Sara by tego nie zrobiła, ale już się nauczyłam jak małymi partiami się ich pozbywać). Co do moich gustów kulinarnych… Jedna z niewielu rzeczy, które łączą mnie z Sarom jest upodobanie do rodzimej kuchni, ale ja nie lubię monotonii. Od kiedy pamiętam w niedziele jadam na obiad dokładnie to samo, czyli schabowego. Czy moja babcia nie umie ugotować nic innego. Nie mówcie, że tylko marudzę. Proponowałam i to nie raz, abym to ja gotowała zamiast babci, ale rodzice mnie tylko zganili, a babcia się roześmiała i zaproponowała, abym była jej „małym pomocnikiem”. Jestem od niej o wiele wyższa! I jeszcze moje kuzynostwo. Maja i Marysia wcale nie są do siebie podobne. Różnią się wzrostem (Maja jest wyższa o 0,5 cm) i oczami (jak się człowiek przyjrzy to Maria ma o ton ciemniejsze). One jednak ciągle opowiadają, jak robią psikusy innym zamieniając się miejscami. Nie wiedzą, co to znaczy nabrać wszystkich zamieniając się miejscami. Wiem co mówię. Ja to robię cały czas jestem w tym mistrzem. Antek uznaje mnie za worek treningowy i ciągle mnie kopie albo uderza (jest to bardziej wkurzające niż bolesne, ale ile można). Natomiast Stefan nie lubi domu dziadków. Płacze na okrągło, chyba że ja go trzymam. Nie mam pojęcia co dzieci we mnie widzą, ale mi się to nie podoba. A co pokazu talentów… Nienawidzę wiolonczeli i wszystkich instrumentów, Maja nie tańczy do rytmu, a Marysia chyba nie dosłyszy, ale ciocia tego nie zauważa. Antek faktycznie jest coraz lepszy w sztukach walki, ale wszystkie swoje chwyty prezentuje na mnie. T wszystko się tak bardzo dłuży, że nie raz mam wrażenie że zanim wyjdziemy, zdążę się zestarzeć.
Tagi: